KIEDY PROJEKT JEST PORAŻKĄ, A KIEDY SUKCESEM?
Porażka i sukces w różnych podejściach pedagogicznych
Porażka czy sukces? To zależy od postawionych celów!
Umówmy się na początek, że za porażkę uznamy niezrealizowanie ważnego, zaplanowanego celu. Zacząć musimy zatem od formułowania celów w różnych kontekstach i podejściach pedagogicznych.
W instrukcjonalnym nauczaniu przedmiotowym cele wciąz często so wyznaczane tylko w kontekście celu nauczycielskiego wyznaczanego jego zamiarem realizacji podstawy programowej.
Np. niech cel brzmi: "opanowanie rozwiązywania równań liniowych z jedną niewiadomą, metodą podstawiania",
ocenić stopień realizacji takiego celu można np. kartkówką z równań,
porażka lub sukces ucznia w takim ujęciu sprowadza się do wykazania się umiejętnością rozwiązania konkretnej liczby wyznaczonych zadań, konkretną metodą i z poziomem błędów nie przekraczającym wyznaczonego limitu.
Krótko: takie podejście do formułowania celów i sprawdzania osiągnięcia oczekiwanych efektów (czyli taki sposób rozstrzygania: porażka czy sukces) nie jest adekwatne w kontekście metody projektu.
____________________________________
W podejściu konstruktywistycznym, bardziej adekwatnym (nie tylko w kontekście metody projektu, ale i szerzej - w kontekście nowoczesnej roli szkoły), kryteria sukcesu i porażki są zgoła inne, bo też cele formułuje się zupełnie inaczej. Nasze przykładowe "opanowanie rozwiązywania równań" raczej nie jest stawiane jako bezpośredni cel*. To nawet wcale nie jest sensowny cel dla ucznia.
Najpierw: cele muszą spełniać postulaty S.M.A.R.T. (sprawdź źródło). Prześledźmy to na przykładzie poniżej.
Np. niech cel brzmi "zbuduj perpetuum mobile".
Ten cel nie jest poprawnie postawiony (nie dlatego, że perpetuum mibile nie istnieje(!), tylko dlatego, że nie jest S.M.A.R.T.). Trzeba go będzie zatem doprecyzować.
Narzędzia do sprawdzania stopnia realizacji celu muszą być przemyślane, będą złozone. Np. kartkówka (i stopień z niej) bez wątpienia nie byłaby w takim kontekście adekwatna.
Porażka czy sukces? Cóż, "sukcesem" z punktu widzenia instrukcjonalnej dydaktyki musiałoby być zbudowanie czegoś niemożliwego. Uczeń ma co najmniej wiedzieć, że perpetuum mobile jest niemożliwe i koniec, lepszy uczeń powinien umieć to uzasadnić prawami fizyki (opanowanymi przez siebie pamięciowo)). Zabieranie się za budowę perpetuum mobile samo w sobie byłoby wskaźnikiem porażki (uczeń "nie wie, że się nie da"?).
W podejściu konstruktywistycznym sukcesem byłoby m.in. (ale nie tylko) samodzielne dojście do prawdy o perpetuum mobile. Im lepiej ugruntowane, tym większy sukces. Zdecydowanie warto jakieś perpetuum mobile zbudować i przekonać się, jak w praktyce objawia się jego "niedziałanie"; taki praktyczny dowód niedziałania także jest sukcesem (niektórzy będą oponować, że to tylko przykład a nie dowód, ale w kontekście metody projektów taka argumentacja niekoniecznie jest potrzebna; to temat na szersze rozważania).
Prawda o nieistnieniu perpetuum mobile (cóż z tego, że najprawdziwsza?) podana i "opanowana" - nie jest dla nas najbardziej interesujaca, bo też nie ma wiele wspólnego z wiedzą. Jest tylko prostą, ogólnodostępną informacją. O niskiej przydatności edukacyjnej, jeżeli nie motywuje np. do myślenia krytycznego, twórczego, nie kształtuje postaw badawczych etc. (co nota bene oznacza, że nie pomaga realizować ważnych celów edukacyjnych).
Zbudowanie niedziałającego perpetuum mobile mogłoby być postrzegane jako niepowodzenie lub i klęska. To klęska pozorna, bo perpetuum mobile nie może działać. Poważniejszą pułapką byłaby klęska polegająca na nie uzyskaniu spodziewanych efektów w projekcie, który "miałby szansę zadziałać" (np. związanym z projektem zagotowania wody z użyciem energii słonecznej). Takiej pułapki (niepowodzenie = klęska czyli porażka) nauczyciel w projektach musi umieć profesjonalnie unikać dzięki odpowiedniemu postawieniu celów dla uczniów, spodziewanych efektów oraz kryteriów sukcesu. W każdej sytuacji, jeżeli uda się uzyskać twórcze zaangażowanie uczniów, pobudzić ich do szukania informacji, do refleksji i wniosków w toku samodzielnych eksperymentów i poszukiwań, jeżeli nawet spektakularna klęska zostanie z należytą celebracją przeanalizowana i okraszona samodzielnymi wnioskami, niepowodzenie będzie w projekcie edukacyjnym jednym z obiecujących zaczynów sukcesu.
Badania dowodzą (a współczesna wiedza pedagogiczna uzasadnia), że notowana w polskiej szkole duża powszechność "ściągania" i innych form oszustwa uczniowskiego ukierunkowanego na zdobywanie wyższych jest efektem powszechnego u nas, edukacyjnie mało trafnego podejścia do stawiania celów edukacyjnych i kryteriów sukcesu (oraz, nieco inaczej rzecz ujmując, efektem kształtowanego u uczniów przez nas podejścia do błędów i niepowodzeń).
W poniższym wystąpieniu TED zwróć uwagę na refleksję dotyczącą niesłychanie ważnej roli adekwatnego podejścia do niepowodzeń w uczeniu się.
Czy zatem naprawdę np. "opanowanie rozwiązywania równań liniowych z jedną niewiadomą, metodą podstawiania" nie jest sensownym celem?
Nie jest z pewnością sensownym celem dla ucznia (chociaż być może jest celem nauczyciela na konkretną lekcję, jeżeli za swoje cele uważa on "realizację podstawy programowej" (co jednak samo w sobie nie jest najlepszym spojrzeniem na cele jego pracy dydaktycznej). Potrafię sobie wyobrazić "opanowanie rozwiązywania równań liniowych z jedną niewiadomą metodą podstawiania" raczej jako sensowne (jedno z) kryterium sukcesu dla uczniów np. w projekcie, w którym celem byłaby pomoc bliźnim w edukacji matematycznej. Ich zadaniem mogłoby być nauczenie rozwiązywania równań jakichś ich bliźnich (np. kogoś upośledzonego przez los brakiem matematycznie uzdolnionego ojca czy brata, np. uczniów innej klasy, szkoły.